Nov 28

;-)

20:13 -!- perzyk [~perzyk@212.33.95.140] has joined #fsck.pl
20:13 < perzyk> wkoncu xD
20:14 -!- f17-47306 [ircuser@f17.pl] has quit [”ICMS (EOF)”]
20:15 < perzyk> jest tu ktos?
20:17 <@fen> nie
20:18 <@fen> ;]
20:18 < perzyk> fen mam pytanie znasz sie moze na c++ troche?
20:19 < perzyk> bo na fou chyba sie nie doczekam :/
20:22 <@fen> a co trzeba?
20:22 <@fen> nie znam sie na c++ (fou potwierdzi) ale moze cos wymysle :
20:22 <@fen> :>
20:24 < perzyk> mam zadanko o takie
20:24 < perzyk> Napisz program wczytujšcy do komputera po jednej liczbie typów: int, unsigned int, long, unsigned long
20:24 < perzyk> int, float, double, long double, a następnie wy\wietlajšcy na ekranie wczytane liczby i ilo\ć bajtów przez
20:24 < perzyk> nie zajmowanych. Przykład:
20:24 < perzyk> Podaj liczbe typu int: 10
20:24 < perzyk> …
20:24 < perzyk> Liczba typu int: 10 zajmuje x b.
20:25 < perzyk> i wsumie to nawet nie wiem jak zaczac
20:25 < perzyk> wiem cos o jakich cout i cin ale nei wiem jak tego uzyc
20:26 <@fen> cout >> podaj liczbe typu int:
20:26 <@fen> cin << zmienna_liczba_int
20:26 <@fen> cout >> lliczba typu int: 10 zajmuje >> zmienna_ile_zajmuje(niewiemJakPoliczyc)
20:26 <@fen> of kors sredniki na koncu i deklaracje zmiennych potrzebne
20:27 <@fen> zmienna_ile_zajmuje -> moze tu jakies sizeof() albo cos podobnego pomoze
20:27 < perzyk> no wlasnie cos gadal o sizeof
20:28 < perzyk> #include
20:28 < perzyk> #include
20:28 < perzyk> using namespace std;
20:28 < perzyk> int main(int argc, char *argv[])20:28 < perzyk> Iint x;
20:28 < perzyk> Icout >> podaj liczbe typu int;
20:28 < perzyk> Icin << x;
20:28 < perzyk> system(”PAUSE”);
20:28 < perzyk> return EXIT_SUCCESS;
20:29 < perzyk> daelm narazie cos takiego ale wogole nie dziala moze wiesz co nie tak?
20:29 < perzyk> kurwa czemu ja nie chodzilem na ta infe na poczatku xD
20:29 <@fen> moze ” ” przy cout?
20:30 <@fen> cout >> “Podaj liczbe typu int”;
20:30 < perzyk> juz to robie wlasnei xD
20:30 < perzyk> wiem przypomnialo mi sie
20:30 <@fen> i popatrzyc co mowi debugger -_-
20:30 <@fen> fou, we need you
20:30 < perzyk> ale dalej zaznacza mi ta linie
20:30 <@fen> a co mowi?
20:30 < perzyk> 9 C:\Documents and Settings\Student\Pulpit\main.cpp no match for ‘operator>>’ in ’std::cout >> “podaj liczbe typu int”‘
20:31 < perzyk> hehe juz wiem xD
20:31 < perzyk> kierunki tych ><>< byly odwrotnie xD
20:31 <@fen> ^^
20:32 < perzyk> dobra teraz co dalej
20:32 <@fen> no moze :) nie bawie sie na codzien c++
20:34 < perzyk> #include
20:34 < perzyk> #include
20:34 < perzyk> using namespace std;
20:34 < perzyk> int main(int argc, char *argv[])
20:34 < perzyk> {
20:34 < perzyk> Iint x;
20:34 < perzyk> Icout << "podaj liczbe typu int";
20:34 < perzyk> Icin >> x;
20:34 < perzyk> Icout << "int" << x << zajmuje << sizeof() << endl;
20:34 < perzyk> system(”PAUSE”);
20:34 < perzyk> #include
20:34 < perzyk> #include
20:34 < perzyk> using namespace std;
20:34 < perzyk> int main(int argc, char *argv[])
20:34 < perzyk> {
20:34 < perzyk> Iint x;
20:34 < perzyk> Icout << "podaj liczbe typu int";
20:34 < perzyk> Icin >> x;
20:34 <@fen> -_-
20:34 < perzyk> Icout << "int" << x << zajmuje << sizeof() << endl;
20:34 < perzyk> system(”PAUSE”);
20:34 < perzyk> Iint x;
20:34 < perzyk> Icout << "podaj liczbe typu int";
20:34 < perzyk> Icin >> x;
20:34 < perzyk> Icout << "int" << x << zajmuje << sizeof() << endl;
20:34 < perzyk> sorka za spam xD
20:34 <@fen> ktos tu rozdaje /kb za floody? :D
20:34 < perzyk> zwiecha xD
20:34 < perzyk> nie wiesz co tu moze byc zle?
20:34 <@fen> a co mowi debugger?
20:35 <@fou> fen, perzyk: dobrz ze juz nie bo porada duuuzo kosztuje :]
20:35 <@fen> moze “zajmuje” ?
20:35 < perzyk> no wywala cos o zajmuje
20:35 <@fen> LMAO
20:35 <@fen> fou, i cant handle…
20:35 < perzyk> o siemka fou
20:35 < perzyk> pomoz blagam :(
20:35 <@fou> :D
20:35 <@fou> witam ;]
20:35 <@fen> perzyk, 20:35 <@fen> moze “zajmuje” ?
20:35 <@fou> ciekawa konwersacja
20:35 < perzyk> zaraz mnie koles obleje
20:35 <@fou> fen: widze, ze jednak na programiste bys sie mogl nadac ;>
20:35 <@fou> perzyk: fen dobrze mowi
20:35 <@fou> ja jem
20:36 <@fen> fou, na debuggera == umiem czytac :P
20:36 <@fou> ;]
20:36 < perzyk> kurde cos jeszcze
20:36 < perzyk> 11 C:\Documents and Settings\Student\Pulpit\main.cpp expected primary-expression before ‘)’ token
20:36 <@fen> :D
20:36 <@fen> a sizeof() to z czego robisz? :>
20:36 < perzyk> mozna jasniej ? xD
20:37 <@fou> lol
20:37 <@fen> zapodaj jakis parametr tej funkcji, moze x ?
20:37 <@fou> exactly
20:37 <@fou> exotic
20:37 <@fou> ;]
20:37 < perzyk> ha dziala xD
20:37 < perzyk> cout << "int " << x << " zajmuje" << sizeof(long) << endl;
20:37 < perzyk> tak dalem
20:38 <@fen> uu :)
20:38 <@fen> a co zwraca? :>
20:38 <@fou> roootfl
20:38 <@fou> ;]
20:38 * fen is crying
20:38 < perzyk> ze zajmuje 4 xD
20:38 <@fou> no
20:38 <@fou> 4 bajty
20:38 < perzyk> dobrze?
20:38 <@fou> liczba long
20:38 <@fou> zalezy co chciales
20:39 < perzyk> 10 podalem
20:39 <@fen> fou, $chat >> ~/fsck; cat $chat | mail anybody@bash :D
20:40 <@fen> aj, zle powyzsze :P powinno byc cat ~/fsck
20:40 <@fou> ;]
20:40 <@fou> nom
20:40 <@fen> perzyk, daj tam x zamiast long’a
20:40 < perzyk> thx
20:41 <@fen> perzyk, ja nie wiem, ja dedukuje jedynie
20:41 < perzyk> to teraz musze nawalic 10 razy prawie to samo xD
20:41 <@fen> tylko pamietaj o ” ” i deklaracjach zmiennych
20:41 < perzyk> zobaczymy jak to bedzie szlo
20:41 <@fen> i nie wpisywaniu long’ów tam gdzie nie trzeba
20:42 < perzyk> a ja wiem gdzie nie trzeba a gdzie nie?
20:42 < perzyk> tfu
20:42 < perzyk> a gdzei tak
20:42 <@fen> ja musze po browarek..
20:43 <@fen> i po chusteczke..
20:43 <@fou> :D
20:43 <@fen> perzyk, jestes z Bialegostoku?
20:44 < perzyk> nie ale w bialym studjuje
20:44 < perzyk> Iint x;
20:44 < perzyk> Icout << "podaj liczbe typu int: ";
20:44 < perzyk> Icin >> x;
20:44 < perzyk> Icout << "int " << x << " zajmuje " << sizeof(x) << " bajty" << endl;
20:44 < perzyk> I
20:44 < perzyk> Iunsigned int a;
20:44 < perzyk> IIcout << "podaj liczbe typu unsigned int: ";
20:44 < perzyk> Icin >> a;
20:44 < perzyk> Icout << "unsigned int " << a << " zajmuje " << sizeof(x) << " bajty" << endl;
20:44 <@fen> uff.. to spox :)
20:44 < perzyk> I
20:44 < perzyk> to narazie dobrze czy bzdura?
20:44 <@fen> upewniam sie ze nie Wolomin :D
20:44 < perzyk> czemu uff?
20:44 < perzyk> haha
20:44 < perzyk> Ełk
20:45 <@fen> oo.. Mazursko tak.. w sumi moze jak bedzie cieplo to odwiedzimy to miasto
20:45 <@fen> perzyk, @kod - nie wiem czy dobrze, nie znam sie na c++, jak juz mowilem
20:46 <@fen> fou, ten sizeof() to zwroci to co trzeba?
20:46 <@fen> moze jednostke trzeba skonwertowac?
20:46 < perzyk> hehe zapraszam
20:47 <@fen> i jeszcze dobrze by bylo zrobic rozpoznawanie: jesli ‘1′ - to BAJT, jesli ‘2-4′ to BAJTY, jesli ‘5+’ - to BAJTÓW :D
20:47 <@fen> jakas drobna tabliczka i bedzie fine :>
20:47 <@fen> ]:->
20:48 <@fou> ;]
20:48 <@fou> fen: a czy ja na wrozke wygladam ?
20:48 <@fou> c++ juz ze dwa lata nie tykalem :(
20:48 < perzyk> ale ja mam juz malo czasu
20:48 < perzyk> musze zaraz to wyslac mu na maila
20:48 <@fen> fou, ja *nigdy* nie tykalem :D jedynie co mialem to zwykle C, gdzie nie potrafilem 2 petli zrobic :D
20:49 <@fou> perzyk: nie obraz sie, ale czy Ty wczesniej zagladales do jakiejkolwiek ksiazki lub kursu z google.pl (polecam “od zera do
gier kodera” - zajebisty kurs c++ od totalnych podstaw)…
20:49 <@fou> fen: mhm :)
20:49 < perzyk> fou nei mialem czasu xD
20:49 <@fen> hehehehe
20:49 <@fou> ;]
20:49 <@fen> perzyk, szanuj czas innych ;)
20:49 <@fen> wiesz ile godzina konsultacji browarow kosztuje?
20:50 < perzyk> kurw aprzyjedziecie to postawie
20:50 <@fou> Operator sizeof() zwraca ilość pamięci w bajtach, która jest zarezerwowana na zmienną danego typu, np. sizeof(int);
sizeof(char). Otrzymane wyniki mogą się różnić w zależności od kompilatora i sytemu operacyjnego zainstalowanego na komputerze.
20:50 <@fou> ;]
20:51 < perzyk> czyli jak mam liczbe typu long to mam wpisac w size of long?
20:51 <@fou> hyh
20:51 < perzyk> tak?
20:51 <@fou> nie
20:51 <@fou> nazwe zmiennej
20:51 < perzyk> ja pitole siedze ostatni xD
20:51 < perzyk> ok dzieki
20:51 <@fou> ;]
20:51 <@fen> ;]
20:52 <@fen> “size of the Long” ^^
20:52 < perzyk> hehe
20:52 <@fou> :D
20:52 < perzyk> kurwa nei smiac sie ze mnie
20:52 < perzyk> ja tu umieram xd
20:52 <@fen> spox, ja tez. przyczyny moga byc rozne co prawda…
20:53 <@fen> perzyk, wyobraz sobie ze masz samochod
20:53 <@fen> i masz mechanika, ktory Ci mowi ile pali twoj samochod
20:53 < perzyk> nie mam xD
20:53 <@fen> mechanika wywolujesz funkcja ilepali(parametr)
20:53 < perzyk> i nie posiadam czegos takiego jak wyobraznia
20:53 <@fen> gdzie parametr to nazwa twojego samochodu
20:53 <@fen> wiec nie pytasz go ‘ile pali $samochod’
20:54 <@fen> tylko ‘ile pali $moj_jebany_samochod’
20:54 < perzyk> hehe fajnie
20:54 < perzyk> dobra lece
20:54 <@fen> ;D
20:54 < perzyk> dzieki za pomoc i przysiegam ze jak bedzie okazja to psotawie browary :)
20:54 <@fou> ;]
20:54 <@fen> fou, jak to powyzsze zrzucic do jakiegos txt?
20:55 -!- perzyk [~perzyk@212.33.95.140] has quit [” HydraIRC -> http://www.hydrairc.com <- Would you like to know more?"]
20:55 <@fou> fen: nie wiem :)
20:55 <@fen> :D skzoda
20:55 <@fou> ale jak wrzucisz na basha to daj znac :P

Nov 23

Hodowla mężczyzn

Pierwszy dzień w domu

Nowy mężczyzna w domu to radość dla kobiety, ale i nowe obowiązki. Nie można zapominać o tym, że często nie znamy rodowodu, ani nawet poprzedniej właścicielki naszego nowego pupila. Nie wiemy, jak był traktowany i jakie ma nawyki. Na wszelki wypadek nie należy wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, lepiej też unikać podnoszenia głosu, bo może się skulić, schować za szafę i trzeba będzie włączyć odkurzacz żeby go wypłoszyć. Dlatego już od progu przemawiamy do niego łagodnym, acz stanowczym głosem. Układamy na kanapie, głaszczemy po głowie (ostrożnie, bo może nieprzyzwyczajony) i pozwalamy mu zatrzymać paletko, by czuł zapach z poprzedniego domu. Pierwsza noc jest zazwyczaj najtrudniejsza, ponieważ może pochlipywać i piszczeć, ale musimy wykazać się konsekwencją i nie brać go od razu do swojego łóżka, żeby się nie przyzwyczaił.

Złe nawyki

Już po kilku dniach pobytu nowego mężczyzny w domu orientujemy się pobieżnie, jakie ma nawyki. Najczęściej przywiązuje się do miejsca, na którym spędził pierwszą noc, czyli kanapy i tam zalega w pozycji horyzontalnej. Często z pilotem od telewizora w dłoni. Czasem z gazetą, sporadycznie z książką. Ponieważ mało mówi, mogłoby się wydawać, że myśli, ale najczęściej okazuje się, że to tylko złudzenie. Gdy czuje głód, opuszcza legowisko i buszuje po kuchni. Wtedy najlepiej być w domu i szybko zrobić mu coś do jedzenia. W przeciwnym razie w kuchni zastaniemy wypiętrzone grzbiety brudnych naczyń, pod stopami lepkie substancje, a wszystko posypane zgrzytającym cukrem i okruszkami chleba. W lodówce natomiast puste kartony po mleku. W żadnym wypadku nie wolno wtedy bić mężczyzny. Bo ucieknie.

Karmienie

Karmienie mężczyzny zwykle nie jest zbyt skomplikowane i nawet średnio zdolna kulinarnie kobieta udźwignie ten ciężar, w niektórych przypadkach również i związane z tym koszty. Nie należy się też stresować opinią mężczyzny na temat smaku podawanych dań, bo i tak żadna z nas nie potrafi gotować tak, jak jego mamusia. Podajemy zatem cokolwiek, byle było ciepłe, ponieważ on i tak nie oderwie oczu od gazety lub telewizora. Podobno znane są przypadki, że udało się nauczyć mężczyznę, żeby kanapki jadł nad talerzem i nie w łóżku oraz nie podjadał z rondla, ani też nie gryzł całego pęta kiełbasy jak barbarzyńca, ale informacje te nie zostały potwierdzone naukowo. Jedno jest pewne - mężczyzna lubi dostawać jeść regularnie i szybciej się wtedy oswaja.

Pielęgnacja - ubieranie

Pielęgnacja mężczyzny wymaga wielu starań i nieustannego nadzoru. Nikt, kto jeszcze nie hodował w domu mężczyzny, nie zdaje sobie sprawy, jaki obowiązek bierze na swoje barki zarówno w dni robocze jak i w święta. Pierwszorzędną sprawą jest skompletowanie nowej garderoby. W przeciwnym wypadku mężczyzna nie porzuci rozciągniętego podkoszulka i wypchanego na kolanach dresu. No chyba, że się na nim rozpadną ze starości. Potem już tylko trzeba podsuwać mu rano gotowy zestaw do ubrania, prać, czyścić, prasować, przyszywać guziki, zestawiać kolory i chwalić, że świetnie wygląda. I bywa, że jedynym znakiem uznania za pielęgnacją mężczyzny jest odcisk obcej szminki na jego kołnierzyku.

Pielęgnacja - higiena

Są mężczyźni, którzy boją się wody jak ognia, ale takich na szczęście można wyczuć na odległość. Pozostali uwielbiają się chlapać w łazience godzinami. Co za tym idzie, musisz zaakceptować (bo jeszcze nikt nie wymyślił na to sposobu) permanentnie podniesioną deskę, brudną wannę, zachlapania w promieniu 5 metrów, niezakręconą pastę, wodę w mydelniczce i zdeptany na podłodze, twój osobisty biały ręczniczek. W skrajnych przypadkach, dzięki wieloletnim wysiłkom, można przyuczyć mężczyznę do obcinania paznokci u nóg. Co prawda zrobi to na podłogę, ale twoje łydki po spędzonej wspólnie nocy nie będą wyglądały jak po walce z bengalskim tygrysem.

Pielęgnacja - kosmetyki

Zazwyczaj mężczyźni niechętnie używają kosmetyków, ale piankę do golenia i dezodorant podbierają z twojej półki, a do tego bezczelnie pyskują, że ma za bardzo kwiatowy zapach. Często idą dalej i podłączają się również do szamponu i odżywki, pasty i płynu do płukania ust. To jest irytujące, ale jeszcze nie naganne. Niepokoić się trzeba, kiedy ubywa brokatowego pudru, szminki, a zwłaszcza kiedy zauważasz, że ktoś chodził w twojej koronkowej bieliźnie…

Zdrowie

W przypadku mężczyzny nawet najlżejsze przeziębienie lub katar mogą być niebezpieczne i brzemienne w skutki. Nie dla niego oczywiście, tylko dla nas. Wystarczy stan podgorączkowy albo lekkie skaleczenie i mamy w domu rozhisteryzowaną, konającą ofiarę, która wymaga od nas wysoko wyspecjalizowanej opieki medycznej i psychoterapii, oraz zapewnień, że na pewno nie umrze. Nadludzkim wysiłkiem woli i cierpliwości musimy jakoś przeżyć te erupcje hipochondrii i wyzbyć się jakichkolwiek złudzeń, że gdy my będziemy umierać w malignie na zapalenie płuc, ktoś poda nam szklankę wody. W sytuacji naszej choroby on przyjdzie i zapyta “a co dzisiaj mamy na obiad?”.

Ruch

Oprócz wąskiej grupy fascynatów czynnego wypoczynku, mężczyzna, tak jak kot, potrafi przyjemnie przeżyć życie, nie opuszczając zamkniętych pomieszczeń. Nie licząc krótkiego dystansu “do” i “z” samochodu. Będzie się wił jak diabeł pod kropidłem, gdy spróbujemy namówić go na spacer. Gotów jest wtedy nawet wziąć się za jakąś pracę domową i lepiej nie stawać mu w tym na przeszkodzie. Ostatnią deską ratunku, żeby utrzymać jego i siebie w kondycji, jest sprowokowanie aktywności seksualnej. To nam rozwiąże kwestie jogi, aerobiku, gimnastyki artystycznej, hiperwentylacji i drenażu limfatycznego. Sposób domowy - tani i zdrowy.

Mnożenie

Ukoronowaniem wzorowej hodowli jest uzyskanie zdrowego potomstwa. Tu nie można popełnić częstego błędu czekając, aż mężczyzna sam się rozmnoży, ani też żywić nadziei, że wzbogacenie hodowli o drugiego mężczyznę rozwiąże tę palącą kwestię. Otóż nie rozwiąże, najwyżej się pozagryzają. A zatem pamiętajmy, że w rozmnażaniu mężczyzny musimy mu pomóc i odegrać w tym kluczową rolę. Jedyne, co mężczyzna powinien samodzielnie mnożyć, to środki na wychowanie potomstwa.

Kontrola

Kiedy nacieszymy się już naszym mężczyzną, a on oswoi się z nami i zacznie ufnie jeść z ręki, możemy zacząć delikatnie wypuszczać go z domu. Najpierw tylko do pracy, potem do mamusi na obiad, a za dobre sprawowanie nawet na piwo z kolegami. Ale trzeba być czujnym. Wprawdzie nie można go przykuć do kaloryfera, ani wszędzie mu towarzyszyć, ale, od czego mamy komórki. Jak ma czyste sumienie i kocha, to sam się melduje średnio co godzinę, przynajmniej SMS-em. Martwić się należy, gdy za długo “abonent jest czasowo niedostępny”. Wtedy trzeba przykrócić smycz, bo byłoby wielkim marnotrawstwem, gdyby naszego wypielęgnowanego ulubieńca używała jakaś flądra. I to za nasze pieniądze.

Tresura

Prędzej wielbłąda przeprowadzisz przez ucho igielne, niż nauczysz czegoś mężczyznę. Tresura powinna odbywać się w wieku szczenięcym i jeśli została zaniedbana w rodzinnym gnieździe, to nie mamy żadnych szans, żeby to zmienić. W wypadku braku elementarnych zasad dobrego wychowania, najlepiej po prostu zmienić egzemplarz na inny. Nie usypiać!!! Można przecież oddać w dobre ręce irytującej nas od dawna koleżanki, zostawić w schronisku wysokogórskim, bądź porzucić w lesie na parkingu.

Czas wolny

Mężczyznę nabywamy w przekonaniu, że wypełni nam przyjemnościami nasz czas wolny. I tu następuje duże rozczarowanie, gdyż okazuje się, że w związku z posiadaniem mężczyzny nie mamy już czasu wolnego. Raczej pozostaje nam zorganizować jego czas wolny, żeby nie zgnuśniał do reszty. Niektóre optymistki odnajdują się, oglądając transmisje sportowe, lepiąc samolociki, albo przekopując ogródek jego rodziców. Pesymistki biorą drugi etat, prace zlecone i robią błyskotliwe kariery.

Posłuszeństwo

Mężczyźni nigdy nie słuchają tego, co się do nich mówi. Mają co prawda dwoje uszu, ale jedno z nich służy do wpuszczania naszych słów, drugie natomiast do natychmiastowego ich wypuszczania. Jeśli czasem wydaje się nam, że słuchają naszych wywodów w skupieniu na twarzy, to niechybnie boli ich brzuch, albo muszą niezwłocznie udać się do toalety. Dlatego próby obarczenia ich nawet pozornie prostymi obowiązkami, takimi jak zrobienie podstawowych zakupów, wyrzucenie śmieci lub podlanie kwiatka podczas naszej nieobecności, nie mają najmniejszego sensu i powodują w nas samych niepotrzebną irytację.

Sztuczki

Jeżeli trafił nam się mężczyzna o wesołym i skorym do zabawy usposobieniu, mamy szansę nauczyć go paru sztuczek, które ułatwią nam nieco życie. Na przykład wracanie do domu na telefoniczne zawołanie, celność przy korzystaniu z toalety, umiejętność wrzucania brudnej bielizny do wnętrza pralki, aportowanie dóbr materialnych, oraz używanie ze zrozumieniem słów - “proszę”, “przepraszam” i “dziękuję”. Ot, taka edukacyjna zabawa. Na efekty trzeba długo czekać, ale nie zaszkodzi spróbować.

Własny kąt

Bardzo ważne, żeby mężczyzna miał w domu swoje miejsce, gdzie mógłby się schować i nie plątać się nam pod nogami. Najlepiej własny pokój z biurkiem pełnym nietykalnych świętości, ryczącym telewizorem nietykalnych legowiskiem, gdzie mógłby drzemać, udając, że ciężko pracuje. Pamiętajmy, że nie wolno nam tam wchodzić bez potrzeby i bez pukania. Zresztą byłby to duży szok dla naszego poczucia estetyki i porządku. Wkraczamy tam tylko w ostateczności, kiedy zaczyna brzydko pachnieć w mieszkaniu. Najlepiej w skafandrze do utylizacji radioaktywnych odpadów.

Mężczyzna w łóżku

Nieuniknione, że raczej prędzej niż później mężczyzna będzie się wpychał do naszego łóżka. Wślizgnie się od ściany, odepchnie łapami i zrzuci nas w nocy na podłogę, a wcześniej ściągnie z nas kołdrę. Jeśli jakimś cudem nie damy się zrzucić, uczepi się nas jak ośmiornica, przygniecie całym ciężarem i będzie chrapał prosto do ucha. Właściwie nie ma na to sposobu, ale pewnym pocieszeniem jest fakt, że mężczyzna wydziela bardzo dużo ciepła i można zaoszczędzić na ogrzewaniu w okresie jesienno - zimowym.

Zabawki

Mężczyzna najbardziej lubi bawić się “w doktora”. Niestety, jak we wszystkim, nie zna umiaru, a my nie zawsze mamy ochotę mu w tym towarzyszyć, bo mamy swoją pracę i potrzebę przespania choćby sześciu godzin na dobę. Dlatego też, żeby się nie nudził, albo nie szukał innego towarzystwa, trzeba mu pozwolić bawić się jego ulubionymi zabawkami. Nowym samochodem, motorem, kinem domowym, albo monumentalnym sprzętem grającym, w najlepszym wypadku najnowszą komórką z internetem i wodotryskiem. Ważne, żeby się czymś zajął, a my w tym czasie bawimy się w naprawiacza kranów, elektryka, stolarza, kucharkę, zaopatrzeniowca… itd. itp.

Sam w domu

Zdarza się tak, że musimy pilnie wyjechać na parę dni i zostawić mężczyznę samego w domu. Wtedy zabezpieczamy, co tylko się da. Kwiatki wynosimy do sąsiadów, papugi do przyjaciółki, a oszczędności do banku. Zostawiamy pełną lodówkę i ogarnięte mieszkanie, żeby mu było przyjemnie. Wracając zastajemy kosmiczny bałagan i pustą lodówkę. Oddychamy z ulgą, bo jeśli byłoby posprzątane, to znak, że albo wcale nie spał w domu, albo ktoś mu pomógł zacierać ślady wiarołomstwa.

źródło: http://www.abcgospodyni.pl/

Nov 20

a Superstar!

Nov 15

Bardzo ciekawą bajkę napisał Piotr Kałuski na blogu Computerworld.pl

Rok 2011 był na planecie P-236 z mgławicy M-32 momentem zwrotnym. Młode narody uświadamiały sobie swoją tożsamość i zaczęły w pośpiechu tworzyć nowe byty państwowe. Wojna ekonomiczna i militarna była kwestią czasu. Było oczywiste, że na placu boju zostaną tylko te państwa, które się najszybciej zorganizują.

Wbrew temu, co lubią powtarzać media i niedouczeni politycy, efektywne ściąganie podatków jest jednym z fundamentów, na których opiera się siła każdego państwa. Wiedział o tym król Eryk i dlatego stworzenie systemu wspomagającego proces ściągania podatków było dla niego priorytetem. Jak zwykle w takich przypadkach, tak i tym razem rozpisano przetarg. Każdy kto jako tako znał się na rzeczy, zdawał sobie sprawę, że jego wygranie może zapewnić spokojny byt na długie, długie lata. Dla nikogo nie było więc zaskoczeniem, że do przetargu stanęło wiele firm - dużych i małych. Między innymi firma WeBeAmbitios. W ostatecznych rozmowach kwalifikacyjnych jej managerowie na każde pytanie, czy coś jest możliwe, odpowiadali tak. Dostawali, co prawda, sygnały od informatyków, że negocjowane terminy już dawno przestały być realistyczne, ale nie zwracali na to uwagi. Dziękowali za tak ważny feedback, po czym negocjowali dalej i skracali terminy jakby nigdy nic.

A terminy i budżet kontraktu kurczyły się coraz bardziej. Działo się tak dlatego, że królewscy negocjatorzy szybko wyczuli, że WeBeAmbitios zgodzi się na wszystko. Dlatego wyśrubowali kontrakt do granic możliwości. Gdyby się chwilę zastanowili, to sami by zrozumieli, że zobowiązania zapisane w kontrakcie są nierealne i to się nie może udać. Ale się nie zastanowili. Rozkoszowali się swoją dominującą pozycją, a poza tym zapisane w kontrakcie kary umowne dawały im pewność, że WeBeAmbitios zrobi wszystko, żeby ich zadowolić. Była to dla nich także szansa pokazania się przed królem, jak twardo potrafią negocjować w jego interesie. W końcu kontrakt podpisano. Termin, nawet przy założeniu, że wszystko pójdzie bez problemów, był wyśrubowany. A założono, że wszystko pójdzie bez problemów. To założenie było słuszne. Przecież we wszystkich projektach rzeczy idą zgodnie z planem. Są wyjątki, które stanowią 99,99% wszystkich projektów, ale - poza nimi - wszystkie projekty idą zgodnie z planem.

Rozpoczęła się orka deweloperów. Pracowali w trybie 24×7. Ale nic to nie dało. Ku ogromnemu zaskoczeniu menedżerów, zaczęły się pojawiać problemy. A to wersje bibliotek nie chciały współpracować, a to serwer padł. Stało się jasne, że nie zdążą się na czas. Nadludzkim wysiłkiem, z dwutygodniowym opóźnieniem udało im się w końcu sklecić coś, co przypominało zamówiony pakiet. Gdy po 3 dniach instalowania klient zdał sobie sprawę z jakości oprogramowania, które otrzymał, to się za głowę złapał. Program nie był w stanie obsłużyć nawet najprostszego scenariusza. Kolejne 2 tygodnie minęły na poprawianiu błędów, dzięki czemu uruchomiono najprostszy scenariusz. Widać jednak było, że nie ma takiej siły, aby zapisany w kontrakcie budżet i harmonogram zostały zachowane.

Królewscy negocjatorzy i specjaliści jasno dali wykonawcom do zrozumienia, co o tym wszystkim myślą. Zaczęli się nawet zastanawiać nad wyegzekwowaniem kary umownej i zerwaniem kontraktu. Był jednak pewien szkopuł: co na to wszystko powie król, który wydał dyspozycje i już tylko czekał, kiedy system będzie gotowy. Królewski informatyk mógł niby zerwać kontrakt. I może nawet wywalczyłby w sądzie jakąś karę. Wiedział jednak, że termin jest nieubłagany i nie da się go przesunąć. Tych kilku miesięcy straconych na pisanie przetargu, przeglądanie ofert i wybór najlepszej, nie da się odzyskać. Zresztą, to on wybrał WeBeAmbitios, więc jak teraz wszystko będzie odkręcał, to głupio wypadnie przed królem. Miał wybrać dobrze, a wybrał źle - jego wina.

Mijały tygodnie, miesiące, a system ciągle kulał. Programiści wciąż pracowali, ale niewiele to dawało. W końcu wiadomość o tym dotarła i do króla. Zażądał więc wyjaśnień od nadwornego informatyka. Ten skwapliwie zwalił całą winę na dostawcę. Jednak i król, i informatyk byli świadomi, że już za późno na szukanie nowego wykonawcy. W spontanicznym odruchu chcieli dokopać WeBeAmbitios, ile się tylko da, ale nie było to takie proste. Ze względu na brak czasu, musieli kontynuować współpracę z WeBeAmbitios. Nie mogli też robić za dużo szumu wokół całej sprawy, bo byłoby to przyznanie się przed konkurentami z sąsiednich państw i własną opinią publiczną, że mają poważne kłopoty, które osłabiają ich efektywność. O nie - te brudy trzeba było wyprać we własnym domu.

Co w tym czasie działo się w WeBeAmbitios? Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że wygranie kontraktu zostało uznane za spektakularny sukces. O jego doniosłości mówiono w całej WeBeAmbitios, nawet na spotkaniach dla zespołów nie związanych z tym projektem. Jakaż to okazja. Pozyskanie pierwszego kontraktu u takiego klienta jest nie do przecenienia. Co do terminu i budżetu… Nikt nie wspomniał, że jest absurdalnie nierealny. O, nie… Nie używa się takich obraźliwych określeń w firmie o dojrzałej kulturze korporacyjnej, a taką chciała być WeBeAmbitios. W takich firmach na takie harmonogramy mówi się, że są one bardzo ambitne, agresywne.

Kiedy projekt ruszył i ku wielkiemu zaskoczeniu menedżerów już w drugim tygodniu pojawiły się problemy, szybko zdano sobie sprawę, że będzie ciężko. Po trzech miesiącach uświadomiono sobie, że projekt będzie dramatyczną walką o uniknięcie totalnej klęski. Wiedza, jaka jest naprawdę sytuacja, była wszechobecna wśród programistów. Za to dla osób pracujących przy czym innym sytuacja była niejasna. Na oficjalnych spotkaniach, na których menedżerowie dzielili się entuzjazmem z podwładnymi, wytyczali im nowe cele i motywowali do jeszcze lepszej pracy, nie ulegało wątpliwości, że projekt jest ciągle jednym wielkim pasmem sukcesów. - Nie jest lekko, ale chłopaki nie narzekają. I rezultaty mówią same za siebie - klient jest przeszczęśliwy. Jest pod wielkim wrażeniem wspaniałej roboty WeBeAmbitios. Trochę dziwnie na tym tle brzmiały opowieści programistów z tego projektu, wygłaszane przy piwie lub przy papierosie. Z tego, co oni mówili wynikało, że jest bardzo źle, od pół roku nie wychodzą z biura, a relacje z klientem są bardzo złe.

Koniec końców wdrożono u klienta coś, co było zaledwie cieniem tego, co miało być. Wiele osób z obydwu stron dało z siebie wszystko, żeby cokolwiek zaczęło działać. I jak już zaczęło jako tako działać, jak przynajmniej przez godzinę udało się uniknąć awarii - odtrąbiono wielki sukces. Szczególnie w WeBeAmbitios. Odznaczono ludzi, którzy byli najbardziej zaangażowani, których było najbardziej widać bądź byli najgłośniejsi. I jeszcze raz - sukces, sukces, sukces. I to jaki. - A było tak ciężko. Harmonogram był taki ambitny. Ale się udało, w 100%. Dzięki naszym bohaterom, którzy niech będą wzorem dla innych. No i jest to kolejny dowód, że chcieć znaczy móc. Co tam terminy - jak jest odpowiednie nastawienie, to z każdym problemem można sobie poradzić. Tylko kto w tej bajce żył długo i szczęśliwie?

Coś to komuś przypomina? :)

Pełny tekst na http://www.computerworld.pl/artykuly/59779_0.html